środa, 29 września 2010

And so, one day, they flew.

Był sobie chłopczyk,
wierny dziewczynce.
I calą swą miłość zamknął w skrzynce.
Lecz każdy wie,
że miłość płonie.
Więc drewniana skrzynka nie sprawdziła się.

A mimo to bronić się chcą.
Ich dawno sprawdzone
dłoń z dłonią.
Idą na dno,
gdzie smutek już skonał
Gdzie jedyną prawdą
Jest Ona i On.



 Motyla noga.
Było dobrze, ba, aż za bardzo.
Był Filip.

Aż zapomniałem, jak bardzo można kochać kogoś. Naprawdę; i miałem serdeczną ochotę się za to palnąć w łeb.
Za zapomnienie, o tym, że jestem gotów umrzeć dla idei, bo tak kocham. 
Nawet te wiecznie ciepłe łapki, które tarmoszą moje biedne siano na głowie. Holy crap!
Kilka godzin to za mało, ale i tak byłem zły, że nie nauczyłem się mówić pięknie, żeby mu powiedzieć. Chociaż sprecyzować. Sam nie wiem, co.

Teraz znów mam czekać kilka tygodni, tylko żeby usłyszeć od niego, retoryczne pytania do pogody?
Warto; ale chcę skrócić czas. 
I się przeprowadzić, no zdecydowanie.

Było dobrze, naturalna kolej rzeczy, będzie źle. Czasem chyba sam
siebie dobijam. 
Więcej niż czasem, nieustanie.
To samo ze mnie wychodzi, nie moja wina, niech mi pan uwierzy.
Chyba zawsze tak miałem.
Odkąd pamiętam, to na pewno.
Tyle, że sam nie wiem, co pamiętam, 
a co jest fikcyjnym obrazem mojej rzeczywistości
stworzonym z pragnienia
i nadmiaru samotności.
Teoretycznie mógłbym udawać, że jest dobrze. Mógłbym. 
Pieprzyć to.
Będę się śmiał. Bo prawie zawsze tak robię.
Wcale nie udaję, że jest dobrze.
To inni to tak odbierają
a ja nie lubię poprawiać ludzi.

To troszkę wredne.Tęsknie za ciepłem i słońcem, za wszystkimi 
bliskimi, którzy wydają mi się teraz tak nierealni. W tęsknocie za przeszłością, marnuje przyszłość, wiem o tym. Ja sporo wiem, wiedza nic nie daje, naprawdę. Przynajmniej nie taka. 
Nie chcę przyszłości, po prostu nie chcę.
Bo tak.

Mam coraz gorsze wyniki, myślałem, że lekarz mnie zabije. Naprawdę. Znowu marnuje jego czas i pracę. I znowu nie wiele mnie to obchodzi. Znowu boli mnie serce, głowa, krew ucieka nosem i rządzi się jakimiś nowymi prawami biologii. 
Bolą mnie oczy, bardzo. Są nieco przekrwione, oby tak zostało. 
Czasem ból jest tak silny, że mogę uciec tylko w sen. 

Ostatnio nie mogę spać. 


I chyba nie umiem robić podsumowań, ale czasem mi lepiej, po takim bezsensownym słowotoku. Wracam do tego za jakiś czas i uświadamiam sobie jak beznadziejnie głupi byłem. Fajno.~

Mam trochę dosyć internetu. Jak tu dużo fałszywych ludzi. Nie, nie, nie żale się, stwierdzam fakt. 
Chyba zaczynam dorośleć, bo wolę wyjść na fajkę z R. i włóczyć się po placach budowy, co zajebiście interesujące nie jest. Wesoło, owszem. Zimo, jeszcze bardziej. Kończy się siniakami, bardzo często. Ma więcej wad niż zalet, zawsze.
Kiedyś wolałbym usiąść na moim genialnym krześle i molestować gadu, a teraz, no proszę. Ostatnio nawet byłem na stadionie. Co to się dzieje, hm. 
Za dużo na zwykłym komunikatorze głupich ludzi jest; ja się staram, oni mają to gdzieś. No i dobra, zmieniłem się nieco, prosić już nie będę. Choć przywiązuję sporą wagę do nawet takich znajomości, co pewnie normalne nie jest. To przeżyję bez nich. Pewnie zbluzgam się, no ale. Usunę sobie gygy, te wszystkie inne, mroczne stronki i znów w domu będę tylko gościem, a do pokoju będę zaglądał na czas snu. Znając moje popadanie od skrajności w skrajność, to pewnie też nie zawsze, ble.
No i może nawet lekcje odrobię, ho, ho, ho.

ło, lepiej mi. To jest dopiero popierdolone. 

No to hureeej i cze.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz