Przemykające w mojej głowie obrazy, były bezlitosne. Nie minęły sekundy, a wiłem się skulony na podłodze, poznając czym jest agonia. Nie bolało, czułem coś innego. Uczucie, którego do tej nie pory nie potrafię sprecyzować. A może jednak… może jednak to był ból? Towarzyszący istnieniu.
Nikt o zdrowych myślach nie rozpatruje przypadków niemowląt. Przynajmniej nie, dlaczego nie pamiętają one w późniejszym życiu, nic z tego okresu? Poród, pierwsze i ostatnie miłe powitanie, pierwszy oddech. Za to Karnawał już wiedział czemu. To było straszne. I tylko takie zwykłe, ogólno znaczeniowe słowo wystarczy by oddać owe uczucie. Czary mary, nie było cię i jesteś. Jesteś po raz pierwszy, a wszystko już jest od dawna. Każda rzecz naokoło ciebie. To nie magia, złudzenie czy urojenie. To rzeczywistość, najdziwniejsza z bajek.
Potem był Pan. Pan był wszystkim i całą resztą. Pan posiadał wiedzę, umożliwiającą odpowiedź na każde moje pytanie. Obrazował wszystkie zagadnienia, które mnie tak męczyły. I wszystko wydawało się proste, dalsze trwanie było banalną rzeczą.
W odmętach mojej zranionej pamięci, ukrywam zdarzenie, które przyczyniło się do stwierdzenia, które mogę teraz szeptać bez obaw: mój świat nie istnieje. Nagle zaczął być ten na zewnątrz. Na tyle zuchwały by mnie wołać, a ja na tyle zakochany w nieznanym, by go usłuchać. Nawet nie zauważyłem kiedy lustro, Pan i wszystko co znałem, stało się przeszłością.
Nagle kazano mi żyć, odbierając ból, który znałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz