czwartek, 15 grudnia 2011

Marzec [2010]





Nie potrafię. Boli mnie wszystko i nawet nie wiem czy to jest prawdziwie. Czuję każdą żyłę w ciele, pulsuje jak rozgrzana igła. Chcę mi się płakać, ale tego nie zrobię, bo ciągle gapię się na kartkę z diagnozą i powtarzam sobie, że to tylko urojenia. 
Właściwie wiedziałem to wcześniej, nie zaskoczył mnie. Nie było żadnej reakcji, gdy poinformował mnie o chorobie, tonem, jak gdyby mówił o anginie. Null, nothing, zero. Wyszedłem tylko z gabinetu, gdy przepisywał leki. Chyba, nie pamiętam. Pamiętam leki, zresztą trudno je zapomnieć. Raj dla lekomana, nowe tabletki. I są całkiem ładne. 
Chaos. Chaos we wszystkim, co piszę. Chaos, we wszystkim, co czuję. Chaos, we wszystkim co widzę i słyszę. I nawet nie wiem, czy sam chaos nie jest kolejnym figlem wyobraźni. 
Tak, nie powiedział nic nowego. Ale sama świadomość, to już nie jest, tak, jestem chory. Mhm, byłeś u lekarza? Nie, no co ty! Daj spokój, ja po prostu wiem. I głupi uśmieszek drugiej osoby, bo bez dowodu nie wierzy. Ludzie są okropni. Przynajmniej teraz. 
Budzę się czasem ze stłumionym krzykiem i boję się ponownie zasnąć. Nie chcę już widzieć tego wszystkiego. Jest strasznie. Ja się po prostu boję, a przecież nie powinienem. Na wszystkich bogów, w których i tak nie wierzę… nie, kurwa. To nawet nie ma sensu. 
Zanikają mi wspomnienia. Z każdym rokiem pamiętam mniej. Z każdym dniem umyka jakiś fakt. A kiedyś obudzę się i nie będę znać własnego imienia. Całkiem ciekawa wizja. 
Nie przyznaję się, rzadko kiedy, ale teraz mi ciężko. Ostatnio tak było w kwietniu ubiegłego roku, przy siódmej próbie samobójczej. Albo mam cholernego farta, ale nie umiem się nawet zabić, zajebiście pocieszające. Bo chciałem na pewno, pamiętam. A może mi się tylko tak wydaję? Coraz rozpaczliwie chwytam się Jej. Tylko Ona. Kocham ją. 
Odkąd zobaczyłem ją dziesięć lat temu. 
I nasz pojebany związek. Gdy przy każdym pożegnaniu, zamiast ‘do zobaczenia’ mam ochotę odkrzyknąć ‘Żegnaj. Cholera. Na zawsze.’ Ale biegnie za moim pociągiem, szepcze, że mnie kocha. Znam ten ruch warg na pamięć. I nie potrafię tego powiedzieć, widzę jak śmieje się z mojej głupoty, bo kolejny raz płaczę. Uśmiecham się przez łzy i mówię, że kocham ją bardziej. Dodaję, że jest skończoną idiotką, i że kiedyś jednak się pobierzemy. 
Nigdy nie chciałem wziąć ślubu. 
Doprowadza mnie do szału każdy śmiech, mam ochotę pozabijać wszystkich wkoło, żeby tylko się uciszyli. Codziennie noszę ze sobą marny nóż do papieru. Znowu, zupełnie jak przed rokiem. I chuj, bo na marzeniach się kończy. 
Kolejna zapaść. Dzisiaj od przyjścia ze szkoły wymiotuję. Krwią i jakimś kwasem, którego nazwy nawet nie znam. Mamie mówię, że mam zatrucie pokarmowe. Stłukłem szklankę i powiedziałem, że to kot. Żeby na niego zwróciła uwagę. 
Zaraz zwymiotuję własny mózg. 
Przez chwilę zapomniałem jak się oddycha. Strach, który mnie ogarnął, nawet ja nie jestem w stanie go opisać. I nie mogłem zawołać o pomoc, bo ktoś mi zabronił. W mojej tępej, schorowanej główce. A ja posłuchałem, bo mam dobre serce. 
Miałem spalić walentynkę od Filipa. Nie wiem dlaczego. I nie wiem dlaczego tego nie zrobiłem. Kolejny chory ruch mojej wyobraźni, zawsze byłem kiepski w szachy. Może dlatego, że napisał ‘kocham’? Nienawidzę tego słowa od innych osób, tylko Ona ma do niego prawo. 
Ale jednak. Mój mały braciszek, którego nigdy nie miałem. 
I, że się martwi. I tęskni. I chcę pomóc. Ta, kurwa, jak wszyscy, a chuj wychodzi. Dziękuję bardzo, drodzy zebrani. 
Tylko, że jego znam. To chyba przyjaciel, boli mnie, gdy mówię, że nie pamiętam. Jak się poznaliśmy, mam ochotę poderżnąć sobie gardło patyczkiem od lodów, gdy musi mi o tym opowiadać. Kiwam głową, przybieram entuzjastyczny ton, no tak! Ale to kłamstwo, walę głową w ściany godzinami, bo brzydzę się samym sobą. Nie powinien mówić przeciwko niemu fałszywego świadectwa. Tylko, że on o tym wie. Zna mnie lepiej niż ja sam. Ale nie protestuje, uśmiecha się lekko i powtarza, że mnie kocha. Że chciałby żebyśmy byli rodzeństwem. Wie jak dużo znaczą dla mnie takie słowa, chociaż nigdy głośno tego nie powiedziałem. 
I znowu płaczę w zakamarkach zranionej pamięci. 
Chciałby to wydać, jak miliony innych zapisanych kartek Worda. Chciałbym żeby Fizyk odpuścił sobie studia i mi to sprawdził. Bo pewnie popełniłem durne błędy, ale to nieważne. Jestem egoistą, nie powinienem tak traktować pierwszego byłego przyjaciela. Zastanawiam się dlaczego on ciągle ratuje nasz związek. Nie obchodzi mnie to, a śmieszy. Dla mnie on nie istnieje. 
Nie wiem jak mam się teraz przy tobie zachowywać. Chuj jak, tak ci odpowiem drogi kuzynie. Nigdy nie grzeszył intelektem. Żałosne. A to on najczęściej nazywał mnie świrem. Odkąd pierwszy raz mnie zobaczył. Idealnie proporcjonalnie, gdy stał pod szpitalem, a ja powiedziałem mu o chorobie. 18.13, wtedy. Wtedy pierwszy raz powiedział, że mnie kocha. I przytulił, tak jak zawsze chciałem i się domagałem. A on wybierał swoją siostrę, tylko żeby zrobić mi na złość. 
18.17, wtedy się rozpłakał. 
A ja zacząłem się śmiać, tylko żeby zrobić mu na złość. 
Dzisiaj dzwonił Filip; cholerny idiota, obudził mnie. Chyba. 
Nadal chce mi się spać, więc pewnie tak.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz