Plan pierwszy jest już. W kolaboracji ciemności odnalazłem —
n i e u m i e m
A nawet! — nie potrafię.
Dogoniłem żar, natrafiłem. Bogowie, nawet tacy jak ja, nie potrafią oprzeć się miłości. Co się ze mną stało, gdzie był ten jeden zakręt za daleko? A ja stałem się nikim, bo jestem jak wszyscy.
Słońce było nisko. Zachodziło. I ona, i jej wszyscy królowie. Było mi jasno i ciepło.
— Moje ukochane dłonie, moje utęsknione; kruchość jest taka przykra...
Nie odpowiedział.
Pięć długich lat.
— Nie chcę być przykry. Chcę być piękny. Chcę być sztuką.
Znowu zrobiło się tak przeraźliwie zimno, i znowu zniknęły oplatające mnie ramiona. Poczucie bezpieczeństwa rozmyło się w prawdzie. Ale trzeba. Trzeba, bo nie ma innej rady.
Ciekawe czy lepsze światy istnieją?
Nie było serca.
Nie było.
A oni wszyscy czekają.
Bo to on,
właśnie on,
stanowi, czy jestem w raju, czy w piekle.
Tylko z nim jest niebo,
moje wyśnione Shangri La,
mój wytęskniony Dom.
Ale jego przestrzeń mnie nie chce.
Pięć długich lat.
Tak bardzo i strasznie przepraszam.
Zdecydowanie miał najpiękniejsze oczy na świecie.
OdpowiedzUsuń*poczuł odrobinę zrozumienia* Dziękuję.
UsuńNaprawdę wierzysz w tą przestrzeń?
OdpowiedzUsuńOczywiście.
Usuń