wtorek, 14 sierpnia 2012

What kind of me do I display?

45 dni od ostatniej próby, ale nawet nie jestem z siebie dumny
żałuję każdego pieprzonego dnia, kiedy budzę się i jedyne co mam w głowie, to świadomość
jakim jestem potworem



xx 

Mijają mnie całe tłumy, a jednak oni wcale nie są z mojego świata. Nie mówimy tym samym językiem, oczy wychwytują inne szczegóły; zatrzymuję się na widok rzeczy, które oni zwykli nazywać śmieciami. A jednak tkwi we mnie mocno zakodowane poczucie braku wyjątkowości, a obok wiedza, że jesteśmy zupełnie tacy sami. Więc zastanawiam się gdzie zrobiłem źle i zastanawiam się nad tym zbyt wiele. Kiedy obrałem inny kierunek, zszedłem ze ścieżki, którą wpajano mi od najmłodszych lat i - i dlaczego?
I dlaczego wcale wtedy tego nie zauważyłem?


Dopiero gdy na mojej drodze pogasły wszystkie światła, przybyła panika, zacząłem szukać i nawoływać choć odpowiadało mi echo. Pozwalałem sercu uciszać umysł, tyle razy wyciągałem ręce w zapraszającym geście a jednak inni nie mogli wejść do mojego świata. Motali się przy wejściu, pisali na dzielącej nas tafli szkła czułe słowa. Kiedy się do niej zbliżałem, byłem w stanie poczuć nawet złudne ciepło.

A jednak nikt nie spróbował rozbić szklanej klatki.


Wspomnienia tak obce i maski tak ciężkie, że samo trwanie w nich boli. Jednak przed sobą widzę zionącą chłodem pustkę, więc czy następny krok nie będzie zgubny? Może to tylko gra umysłu, iluzjonistyczna  zabawa sprytnie skrywająca czekająca tam pułapkę. Boję się głosów w mojej głowie, wszystkie są tak obce. Ton, głośność, słowa. Kuszące złudzenie.
Podświadomość płata mi figla czy to puste naczynie samoistnie zaczyna ulegać destrukcji?


Uczucia umierają, sny zawsze się kończą, poczucie czasu umyka, łzy wypalając bolesne ślady, emocje wywołują wyrzuty sumienia. Czuję swąd rozkładu żywego jeszcze ciała. Ból jest wspomnieniem a marzenia wymykają mi się z rąk; brak kontroli aż nadto dobrze maskuję obojętnością. Wyuczone kłamstwa, które powtarzam wszystkim, by ujrzeć odmalowujące się na ich twarzach poczucie ulgi; czasem dostanę nawet uśmiech - ale to już nie przynosi żadnego ciepła.

Ostrze przenika ciało ale tylko oczy to rejestrują, tylko dlatego wiem, bo już nie boli. Już nie boli i to mnie tak strasznie przeraża. Czasem próbuję rozdrapać stare blizny, chcę żeby wrócił do mnie tamten ból, chcę żeby jakiekolwiek uczucia przemknęły przez moją pustą powłokę. Na przekór, chcę żyć. Jestem ciekaw, boję się rozczarowania, które narasta z każdym dniem, ale chcę.
Słyszę pozbawione emocji głosy kolejny lekarzy
jemu nie da się pomóc
widzę wprawnie poruszające się dłonie, papier szeleszczący pod zapisywanymi na nim nazwami leków
to od wielu lat ten sam, stary fragment, który ktoś uparcie przewija
nic się nie zmienia


Brakuje jasnych, nieskalanych fragmentów na mojej skórze; coraz bardziej ich brakuje.
Nawet na tym szarym tle zanika wole miejsce.

xx

Nie wiem już gdzie ponownie odnaleźć uczucie ulgi.
Przeraża mnie, że nie zostało już nic do odkrycia, że zakosztowałem wszystkiego
że to koniec, że zawsze będę stać w miejscu.
I pragnę rzeczy niemożliwych, i tęsknię za nieznanym, i wierzę w złudzenia, i powtarzam samemu sobie kłamstwa.
A łancuchy coraz boleśniej wżynają mi się w skórę.
I coraz częściej brakuje mi sił by wierzyć.
Nie widzę przyszłości a nadzieja zaczyna być dla mnie bajką, którą karmi się naiwne dzieci.





Kochany braciszku, każdemu z nas przeznaczone jest inne niebo.



Ale nikogo nie ma, bo nikogo naprawdę nie obchodzi. Jedyna osoba odeszła i żałuję, że nie mogliśmy umrzeć razem. A nadal słyszę mój trzęsący się głos, kiedy  zostawiałem mu kartkę z numerami telefonów tych wszystkich osób, które chciałbym powiadomić o mojej śmierci - zaledwie niecałe dwa miesiące temu była to cała kartka, dziś powiedziałbym tylko jemu; dał pustą kartkę. 


W którym momencie oni stali się ludźmi, z których wcześniej razem się śmieliśmy?




1 komentarz: