wtorek, 11 stycznia 2011

We were the Kings and Queens of promise; we were the victim of ourselves.



Z przerażająco nienaturalnym spokojem przyjmuję w skromne progi świadomości fakt, iż popełniam te same błędy. Z pełną świadomością tego beznadziejnego efektu jo-jo jest mi tak jakoś obojętnie błogo. Bo chyba i najzwyczajniej w świecie mnie to już nie zaskoczyło. Po prostu. Za dobrze siebie znam.
I może, a nawet na pewno za późno na noworoczne, a bo ja wiem, postanowienia? Zapewne. I tak mam to gdzieś. Jedenaście dni. Więc czemu ja się czuję jakby to była wieczność? Idiotycznie żałosne. Odliczam bezsenne godziny, przepełnione bezsensownymi łzami i kolejnymi supełkami, które plątają mi zmysły i nie pozwalają normalnie oddychać. Tysiąc i jeszcze jeden raz pisałem podsumowanie. Za każdym razem inaczej, za każdym razem kasowałem. Ale potrzebuję, tak samolubnie, tak mocno, trochę tego emocjonalnego ekshibicjonizmu. To chyba nic dziwnego, jestem tylko nastolatkiem z pokolenia dzieci internetu. Ni mniej, ni więcej. I nawet jakoś nie jest mi wcale żal. A doskonale wiem, że powinno. 
Gimnazjum? Gimnazjum. Najgorsze i najlepsze, jednocześnie. Chociaż to cały wcześniejszy rok był dla mnie prawdziwym wstrząsem. Pierwsze poważniejsze zauroczenie, które tak łatwo określałem jako miłość, boleśnie wyrwało mnie z dzieciństwa i cisnęło w szpony rzeczywistości. Boli do tej pory. I mimo wszystko, nie żałuję. Żałuję tylko uczuć. Uczuć, które on rozpalił we mnie po raz pierwszy. I pokazał jak banalnie łatwo, beznamiętnie, można to wszystko uciąć. Ile może mieć w głowie trzynastoletnie dziecko? Nic. Kompletnie. To szczera prawda. A przynajmniej nie jeżeli chodzi o relacje międzyludzkie zahaczające o związek. Pff. Ale cóż, muszę to tak odkreślić.
Trzynaście lat to za mało na pierwsze eksperymenty. Wtedy można chodzić za rękę, a skradziony całus w policzek powinien być największym 'dowodem' uczucia. Tylko, że nikt nie powiedział mi gdzie jest granica. I oto mam żal, bo wiem, że były osoby, które mogły to zrobić. Posłuchałbym? Nie. To oczywiste, że nie. Ale przynajmniej bym się zastanowił, nie żałował tak bardzo jak teraz. Do Niego nie mam żalu. Nie zrobił nic złego, nadarzyła się okazja więc skorzystał, proste i całkowicie normalne. Koniec tematu. Może tylko trochę szczypią oczy, kiedy mam sposobność go widzieć; kiedy spuszczam wzrok przechodząc obok, bo wiem, że to całe 'cześć' nie padnie w moją stronę. I On nawet nie mam pojęcia jak bardzo chce mi się wtedy śmiać. Tak, śmiać. Z własnej głupoty i myślenia, że kiedyś coś nas łączyło. 
Nie umiem opisać wakacji. Mordęga. Nie sądziłem, że złamane w kilka sekund serce może aż tyle boleć. 
I zaczęło się gimnazjum. Gimnazjum i masa kłopotów, o które nawet bym się nie podejrzewał. Towarzystwo, za którym latałem jak głupi, chociaż oni i tak mieli mnie gdzieś. O nie, przepraszam. Były sytuacje kiedy Patryś był fajny, były! I nawet był Patryś w centrum uwagi, ba. Ale jakim kosztem. 
Do tej pory budzę się zalany potem, gdy śnią mi się pewne sprawy.
Zastanawiam się czego jeszcze w życiu nie robiłem?

Potem byłeś Ty. Zniszczyłeś mnie psychicznie. Śmieszne, że masz tego świadomość. Śmieszniejsze, że ja nie mam ci tego za złe. Zero, nic, null, nie umiem, nie potrafię, a przede wszystkim nie chcę. Kocham cię? Nie. Jednak kochałem. Całym sercem. Każdą najmniejszą komórką ciała, nawet jeśli wcześniej nie miałem pojęcia o jej istnieniu. Wiedziałeś. Ja wiedziałem jaki jest Twój stosunek. I było dobrze, nawet jeśli chodziło ci o jedno. To wszystko przez to, że ja wierzyłem, że uda mi się zmienić ten układ, że... jezu, nie wiem, rozkocham cię w sobie? Możliwie. Mówiłem, że jestem głupim dzieckiem. 
Nie kocham, ale nadal mi zależy, nadal czuję do ciebie dużo pozytywnych uczuć. Nadal uśmiecham się kiedy mamy sposobność się widzieć. Nadal chcę dla ciebie jak najlepiej, nie umiem cię znienawidzić, wiesz? Po prostu nie umiem. To w sumie dobrze.
Nie będziemy przyjaciółmi. Nie po tym wszystkim. Kolegami, kumplami, znajomymi też nie. Ani obcymi ludźmi. Ale wiesz, co? Ty po prostu bądź. Bądź szczęśliwy i wiedz, że ci tego życzę. Ja też będę, póki co. I nie zmieniajmy tego. 

Następnie małe zastępstwo. Jestem śmieszny. Tylko nie wiem dlaczego od samego sierpnia mnie tak męczy. Pff. Chociaż miałem mówić o gimnazjum? Uwierz mi, nie ma o czym. Już nie. Masa błędów i tyle. Sporo cierpienia, wiele 'pierwszych raz' w najróżniejszych dziedzinach. Pomyłki i nauka, że naprawianie porażek sporo kosztuje. Że przeszłość lepiej zostawić za sobą.
I właśnie. Moje małe zastępstwo. Nadal czuję się jak szmata, wiesz? I skończony kretyn, bo mógłbyś napluć mi w twarz, a ja powiedziałbym, że pada. Kurwa, omijam miejsca, jeżeli wiem, że mogę cię tam spotkać. Żałosne. I tęsknie, beznadziejnie. Tak, że zgodziłem się na odnowienie znajomości, tak bardzo, że pcham się w tę samą sytuację, że dążę ku autodestrukcji; i wiem, że skończy się to samospaleniem, a ty nawet nie drgniesz. Ale inaczej nie umiem, przepraszam. 
Coś wielu rzeczy nie umiem.
Może się nauczę. Zawsze jest taka możliwość, nie? 
Bywa, że wspomnienia mnie przerażają, ale to dziwny strach. I już nie bolę. Nie aż tak. Są coraz bardziej wyblakłe, mgliste i czuję jak opiewa je mgiełka nieszkodliwości. Już mnie nie ugryzą, prawda? 
Nie dramatyzuję, nie tym razem, ale coraz częściej wiem jak będzie wyglądać moja przyszłość. Z okrutną obojętnością umiem stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie jak skończę. 
To nie tak, że nie wierzę w miłość. Wierzę, cholernie. Jest. Jest jej pełno. Po prostu mi się nie należy. I wszystko. Pewnie byłoby łatwiej gdybym umiał funkcjonować bez sfery emocjonalnej. 
Ale pieprzę. Jednak tak trochę potrzebuję tego.
Miały być, ekhm, postanowienia noworoczne? Proszę bardzo. Ograniczę alkohol, za bardzo się po nim kompromituję. I będę więcej palić, może szybciej mnie jakiś rak dopadnie. Hm, jestem sam zły na siebie. Nie zasługuję na takie życie, na ten względny stan zdrowia i na przyjaciół. Gdybym mógł oddałbym to komuś kto by docenił. Naprawdę. I przepraszam. Och, i odstawić uczucia na bok. Nie chcę już zauroczeń, zakochań i tego wszystkiego. Nie, nie będę próbować nawet jeśli wygląda to inaczej. Za każdym razem wygląda inaczej i tak kuszące udaje, że tym razem będzie inaczej. Nie, koniec, nie będę marnował czyjegoś czasu. Chociaż czasem tak sobie myślę, że gdybym znalazł kogoś kto mnie zaakceptuje i pokocha, to by mi wystarczyło. I nic by się nie liczyło. Hm, jak uroczo naiwnie, co? Może jeszcze przestanę brać leki. W końcu pół roku nie brałem. Ale szczerze oświadczam, że tego nie chcę. Tak tylko sobie gdybam, hm.
Nie wiem. Zadzwoniłbym do kogoś. Kocham pisać listy i telefonować. Wiem, dziwne. eF. znam mnie lepiej niż ja sam, a tak być nie powinno. Moje uczucie do niego tylko psuje jego idealność, kurwa. Trzeba dać spokój, poczekać, nawet jeśli się powścieka. Na razie dosyć obarczania go moimi problemami. Z kolei Fizyk i eN. mają teraz za dużo własnych zawirowań, nosz. O innych nie wspominając. Może... może napiszę list! Anonimowy. Wymyślę jakiś adres, imię i nazwisko. Mogę trafić, to prawdopodobne. I wyślę. I tyle. Nie ważne co napiszę. Śmiesznie by było, hm. Mam dziwne pomysły, wiem.
A propo listu. Przyszedł prezent, wreszcie. Wyczekałem się, ale jest radocha. Jakoś mi tak normalnie. Cholernie dziękuję, kochanie. 
I jeszcze. Drugi list. Dziwny, inny, nie wiem co powiedzieć, zrobił mi burdel w głowie, gorszy niż w damskiej torebce. Nie sądziłem, że mogę pomóc komuś poznanemu na forum. Że odezwie się po dwóch latach i podziękuje za zwykłą rozmowę. To niesamowicie dziwne wiedzieć, że pomogłem komuś rozmową. Ja! Przecież ja się do tego nie nadaję. Wzruszyłem się, dziecinne wiem, ale wzruszyłem. Nie mam zamiaru odpisać, więc tutaj: dziękuję. Dziękuję, za wiadomość, że u ciebie dobrze. I cieszę się cholernie, po prostu, od tak i zwyczajnie. Może chociaż Tobie się uda.
I z serii podziękowań - ostatni spacer po dworcu. Tego trzeba było mi trzeba, wiesz? Takiego Carpie Diem. Olania tego wszystkiego, obowiązków, schowania odpowiedzialności do kieszeni bez dna. Jesteś absolutnie słodka. Uwielbiam jak starasz się mnie rozśmieszyć, jak pacasz mnie w głowę, wiem, czasem mi się należy. Jak tupiesz na mnie nogą i się obrażasz. Jak przeklinasz i tak dziecinnie chcesz mi pokazać, że jesteś starsza. Jak pokazujesz, że przeszkadza ci ta różnica wieku, choć osobiście myślisz, że to sprytnie maskujesz. Dziękuję, że jesteś, że cię poznałem. Lubię mówić z Tobą. 
I chciałbym więcej takich chwil. Hm, przepraszam, że bywam złośliwy, tak naumyślnie. Ja po prostu mam jakieś chore, dziwne, trudne do określenia i niezrozumiałe nawet dla mnie bariery. Ale razem damy radę, co nie? No ba! 
Znowu zmiana adresu. Chyba to coś znaczy. 
Paradoksalnie mam ostatnio za dużo czasu, dziwne. 


u n t i l   y o u   c o m e
u n t i l   w e   c l o s e   o u r   e y e s

1 komentarz:

  1. "I z serii podziękowań - ostatni spacer po dworcu. Tego trzeba było mi trzeba, wiesz? Takiego Carpie Diem. Olania tego wszystkiego, obowiązków, schowania odpowiedzialności do kieszeni bez dna. Jesteś absolutnie słodka. Uwielbiam jak starasz się mnie rozśmieszyć, jak pacasz mnie w głowę, wiem, czasem mi się należy. Jak tupiesz na mnie nogą i się obrażasz. Jak przeklinasz i tak dziecinnie chcesz mi pokazać, że jesteś starsza. Jak pokazujesz, że przeszkadza ci ta różnica wieku, choć osobiście myślisz, że to sprytnie maskujesz. Dziękuję, że jesteś, że cię poznałem. Lubię mówić z Tobą."
    Cuuudny fragmencik. ;D Taki słodki ! XD

    Co do listu, myślałam sobie niedawno podobnie, ale gdybym nie trafiła w nadawcę i adres i poczta odesłałaby go do mnie (do przecież trzeba się upewnić, ze doszedł, że kogoś miło zaskoczyłam, a nie, że zginął w śmieciach Poczty Polskiej!), a mnie akurat nie byłoby w domu i stary otworzyłby go i przeczytał jakieś coś... Och, wtopa jakich mało. ;p

    Intan.

    OdpowiedzUsuń