In restless dreams I walked alone.
{...} and touched the sound of silence.
Uznałem, że trzeba się pożegnać. Mimo wszystko. Zresztą to lepsze niż czekanie z nimi w kuchni, aż oni przyjadą. Boję się. Zawaliłem sprawę. Nie chcę znów szpitala. Pieprzony organizm mnie zawiódł. I nawet jeśli cały się trzęsę i piszę jedną rękę, bo druga jest niesprawna to... ja już nie chcę. Nie chcę szpitali. Boli mnie wszystko i chce mi się spłakać. A mimo to klikam sobie na tę zakładkę i na tamtą. przynajmniej, przez chwilę, nim przyjedzie karetka, nie myślę o tym.
Nie jest źle. Lekki krwotok, zasłabnięcie, ale
boję się, że przez moje zachowanie, chwilowe zapomnienie - wiedzą, że nadal jest źle.
Cieszę się tylko, że nikogo tak poważnie nie zraniłem.
Nawet nie potrafię się tym przejąć jak należy.
W gruncie rzeczy cholernie groteskowo się teraz czuję, ale.
Słyszę, że jest przy drzwiach. Kurwa mać. Nienawidzę być pilnowany.
Tydzień, dwa, miesiąc, sześć, oby nie więcej. Nie wiem kiedy wrócę, kiedy mnie wypuszczą, kiedy... po prostu kiedy. Mam nadzieję, że wrócę, nie chcę takiego nieudolnego pożegnania, ale - nie wykluczam tego.
To wszystko jakiś pieprzony absurd i komedia.
Było miło. Naprawdę, naprawdę was -
Oby do napisania.
Jestem pod telefonem? Nie mam pojęcia ci pozwolą mi na komórkę, bo przecież to takie groźne narzędzie, którym mogę zrobić sobie krzywdę. Ale, ale - jestem.
To czekam.
OdpowiedzUsuńCzekam.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMy też Ciebie kochamy! Wracaj szybko. <3
OdpowiedzUsuń