poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Cellar door.


Harmonia duszy i ciała - jakże to wiele! My w swym obłędzie oddzieliliśmy jedno od drugiego, wynajdując realizm, który jest ordynarny, i idealizm, który jest pusty.


Poniższe zapiski są chaotyczne, mało edukacyjne i dziwne. Pisane ze zwykłej potrzeby. Zamieszczam, bo wbrew wszystkiemu normalnemu i logicznemu ten blog znaczy dla mnie dużo.  Uhm, chyba tyle.


Co jakiś czas rozumiem i co jakiś czas zapominam, że mogę opisać wszystko. Nawet uczucia, których nie umiem nazwać. I że tylko ja siebie w tym ograniczam. Może kiedyś zapomnę w tym na dobre? Albo nie przypomnę sobie już nigdy.
Potem zaczynam pisać i wszystko mi ucieka, wspomnienia umykają przede mną w popłochu. Wolałbym mówić, ale… przecież tego tak bardzo zawsze się bałem.
Trzynasty lipca był zwykłym dniem. Wróciłem nad ranem, lekko podchmielony. Trzeźwiałem w spokoju. Pobawiłem się trochę z królikiem. Zmyłem podłogę i odkurzyłem. Zrobiłem masę innych, niepotrzebnych rzeczy. Byłem cholernie zmęczony, choć nie powinienem. Nie podobało mi się to. Za bardzo nie ufam swojemu organizmowi. Ale – trudno. Zignorowałem to, ciesząc się kolejnym, takim samym jak wszystkie, dniem. Jednak wieczorem –
Zasłabłem w drodze z salonu do pokoju. Nie pierwszy zresztą raz huknąłem na płytki. Jak worek. Kłoda. Bez kompletnego czucia. Szybko zanotowałem krew. Z nosa. Świetnie. Na moje nieszczęście nie byłem w domu sam. Moim naturalnym, nieco zwierzęcym odruchem zacząłem kichać i prychać krwią. Wysmarkałem septum i to akurat mnie rozbawiło. O dziwo, moją matkę niekoniecznie. Dziwna kobieta. Dziwna kobieta zarządziła też natychmiast karetkę.  Zirytowało mnie to. Na tyle by odzyskać siłę, choć trochę i nieco dramatycznie odegrać scenkę z ‘nienawidzę was wszystkich, chcę zdechnąć’. A że nóż był w pobliżu i posłużył mi za rekwizyt do teatrzyku… naprawdę trzeba tyle krzyku, hałasu i wyzywania mnie od psycholi? Och, oni są tacy tchórzliwi.
W swojej karierze miałem to szczęście, że trafiałem na chujowych lekarzy. Chujowych, chujowych. No cóż. Nigdy nie wiedzą, co mi jest. A przynajmniej nie ‘od razu’. Wszystko ‘później i później’. Zresztą nie bardzo obchodzi mnie mój organizm. W sumie wcale. To tylko przejściowe ciało.
Noc była ciężka. Badania, obserwacje. I ja. Nieprzytomny i nieobecny ja. Zaproponowałem sekcję zwłok, wyjaśniła by wszystko. Popatrzyli po sobie zdezorientowani. Hm.
Odkąd pamiętam noce były najcięższe. Dni smutne i długie a czasem nawet krótkie, lecz noce najgorsze. Przymocowali mnie do łóżka. Mało profesjonalnie, bywało lepiej. Strzępki materiału wyglądały jak podarte prześcieradło. Kostki, nadgarstki, ‘powinno wystarczyć’ i ‘nie jesteśmy przygotowani na takie interwencje’. Czasem mam wrażenie, iż uważają, że jestem głupi. Głuchy. Albo kompletnie straciłem kontakt ze światem. Jakikolwiek bym nie był – nadal czuję. Nawet jeśli jestem chory. I słuchanie niektórych rzeczy jest niekoniecznie… miłe?
14 VII
Mówiłem coś o nocach. Pisałem czy tam myślałem. Cokolwiek. Noce mnie bolą. I są niewygodne. Dla wspomnień i dla uczuć. Tak wnioskuję. Bo kotłują się wtedy niemiłosiernie. Czasem mam wrażenie, że chcą zrobić dziury w moim ciele i wydostać się na zewnątrz. Rozszarpać mnie i tańczyć dookoła mojego nieruchomego ciała. Wizja nie najgorsza, choć wydanie nieco oklepane.
Nawet nie wiem, czemu rankiem poduszka była mokra od łez. Jak gąbka.
Zanotowałem też ślady po wkłuciach. I to nie mojej roboty. 
Przyszedł lekarz i pieprzył. Kto by go słuchał. Podobnież rozmawiał wcześniej z moją matką. Jakby mnie, rozwydrzonego i niewdzięcznego szczeniaka choć trochę to obchodziło, uhm. Przerwałem mu w połowie, bo jutro było ważniejsze. Kino. Harry Potter. Chciałem, chciałem, chciałem, byłem już umówiony.
Kategoryczne nie.
Pół godziny.
Ludzi tak łatwo jest przekupić gdy nie myśli się o własnej przeszłości. Gdy wystarczy powiedzieć ‘zgodzę się na wszystko, będę współpracować’. Choć z efektu i tak nie byłem zadowolony. Stwierdził, że samego mnie nie puści, że mogę być niebezpieczny. Ktoś miał jechać ze mną. Pieprzona maskarada. Jednak to było ciekawe. I ja byłem ciekawy od tej pory. Co takiego może przynieść jutro.
15 VII
Dopiero wtedy pomyślałem. Łatwo przekupić, ale… chyba był ciekaw mnie. Podobno dostał moją kartę, opis, czy co tam mam. Wysłał z nami swojego asystenta. Tak podejrzewam, nie pytałem, bo i po co. Bawił mnie on. Przegoniliśmy go po pociągach i autobusach. Bez biletu. Kto by pomyślał, że tak trudno dostać się na Targówek.
Na nieszczęście spotkałem kilka osób ze starych szkół. Kiedy się oni nauczą, że nigdy nie odpowiem im cześć? Nie rozumiem. Przez tyle lat traktowałem imbecyli jak powietrze, a oni nadal nie rozumieją. Aj, aj, aj, idzie mi się załamać nad nimi. Uhm.
Dlatego nie lubię odwiedzać Warszawy.
Poza tym to ohydne miasto. Chyba najbrzydsze w jakim byłem.
A potem… dobre wspomnienia zachowam dla siebie. Na później. Chcę się nimi jeszcze delektować.
16 - 25 VII
Czasem nie pamiętam całych dni. Nawet jeśli nie są przespane czy na lekach. Wiem, że coś się wtedy dzieje. Ale – nie potrafię. O tym mówić. Są tylko przesuwające się w mojej głowie obrazy. I ja, taki oderwany od rzeczywistości.
Podobno nie odzywałem się kilka dni. Nie rozumiem dlaczego.
Coraz częściej widzę sprzeczności jakie we mnie zachodzą. Lekarz mi o tym przypomniał. Lubię to i jednocześnie nie lubię tego. Potrafię dostać uczulenia od mleka, innego dnia piję je litrami. Mam wrażenie, że moje ciało podzielone jest na kilka osób. Jestem taki chimeryczny. Mówię to czego nie myślę. Kłamię jak najęty, ale nie wiem czy te słowa słyszą inni czy są tylko w mojej głowie. Zastanawiam się gdzie ja tak naprawdę jestem? I kiedy to się skończy.
Ale jeśli się kończy, a ufając fizyce, tak powinno być, to czy dalej będzie nudno? Nie lubię nudy. Bezczynność i monotonia tworzą chore melodie.
Cholernie boli mnie głowa. Tak jeszcze nie było. Napady trwają nawet kilkanaście godzin. Czuję jakby mózg miał rozerwać mi czaszkę i nic nie pomaga.
X VII
Moja matka to zadziwiającą silna kobieta. Nawet jeśli jest histeryczką, choleryczką i chuj wie kim jeszcze. W każdym razie cholernie irytującą osobą, którą na pewno polubisz. Bo tylko ja patrzę obiektywnie i czar jej doskonałości na mnie nie działa. Brr.
Jakiś nowy zakład mam. Wygląda jak jakiś pierdolony dom dziecka. W dodatku opuszczony. Zanim lekarka prowadząca się odezwała, miałem ochotę ją zajebać. A że jestem spontanicznym człowiekiem i lubię tłuczone szkło, to spędziłem kilkanaście godzin w prowizorycznej izolatce.
Czuję dziwną satysfakcję. Chyba temu śmieciowi, który śmiał mnie unieruchamiać zostanie blizna na ręce. Kochane ząbki.
Próbują z nami czegoś nowego. Chcą stworzyć nam coś na kształt ‘ogniska domowego’. Pilnują nas, lecz teoretycznie nie traktują jak chorych. Odgrywają tutaj jakiś pieprzony wakacyjny wyjazd. Wszystko mnie denerwuje.
I żołądek nie pracuje. Rzygam żółcią i lekami. I piję ten pierdolony sok z marchwi.
Dużo do mnie mówią, mało z tego chcę rozumieć. Nie pomogą mi. Chcą zrobić jakąś pieprzoną innowację i po to jest ten cały cyrk? Przerabiałem to już w lepszych warunkach. Rozmowy, milczenie w czterech białych ścianach, płacze, histerie, ciszę i leki. I tak w pieprzone kółeczko.
25 VII
Irytuje mnie dziewczyna, która dzieli ze mną salę. Nie mogę słuchać pieprzenia tego niedowartościowanego ścierwa. Zaburzania odżywiania, próba samobójcza. Och, słucham jej szczebiotania, patrzę na nią, nie dociera do mnie, co mówi, bo całe moje skupienie poświęcone jest wyobrażeniom, jak oddzielam jej mięso od kości, wyciągam zębami jelita i obmywam ręce w rozprutym żołądku. Mam ochotę ją zabić, ale organizm mam zbyt osłabiony. Poza tym chcę stąd wyjść jak najszybciej. Beznadzieja.
Łazi za mną, szuka na siłę przyjaciół, płacze, kiedy każę jej zdechnąć, nieustannie gada, a najgorsze, że kompletnie nie potrafi grać w karty.
Tego dnia znów kilka godzin spędziłem w zamknięciu i dostałem zastrzyki. A tylko wykrzywiłem miotełkę od kurzu na głowie tego kmiecia, który nas pilnował. Och. Zero poczucia humoru.
Oby tylko nie zabrali mi telefonu. I tak nie wiedzą, że go mam. Ale jeśli  zaczną grzebać mi w rzeczach?
Przebieranki, udawanki i kamuflaż uczuć.
Tak cholernie chce mi się spać.
28 VII
Znowu nic nie pamiętam. I boli mnie głowa. Powiedzieli mi, że mogę się wypisać. Bo i tak nie współpracuję. Milutko. Współpracuję przecież. Tylko widocznie są za tępi, że podjąć współpracę.
Śnią mi się dziwne rzeczy. Śmieszne, straszne, przerażająco smutne sny o bliskości. Rodem z komedii romantycznych. Nie potrafię stworzyć normalnej więzi z człowiekiem, prawda?  
Ta dziewczyna dała mi numer. Prosiła, żebym pamiętał, odezwał się i coś jeszcze. Nie mam do tego głowy.
VII
Dwa pieprzone lata milczenia. Zero kontaktu. Nie winię jej. Zakończyliśmy to razem, tak się dzieje. Ale dlaczego teraz znów wraca i bez pytań, pretensji, pomimo, że nie jesteśmy już razem,
Pozwala mi się kochać. Dlaczego?
Nie chcę od nowa przechodzić z nią tego wszystkiego. Nawet jeśli byłem wtedy tak cholernie szczęśliwy. Nie lubię nawrotów przeszłości i wymiotowania wspomnieniami.
VII
Siedzenie na dworcu i trzęsienie się od płaczu. Nie lubię takiego wejścia w rzeczywistość.

6 komentarzy:

  1. "...nie lubię odwiedzać Warszawy.
    Poza tym to ohydne miasto. Chyba najbrzydsze w jakim byłem."
    Też nie lubię naszej stolicy. Jest nbrzydka, brudna, zaniedbana, hałaśliwa i śmierdząca spalinami. c: I nie ma drzew, zastąpili je obrzydliwymi bilboardami! Bleh.

    "...całe moje skupienie poświęcone jest wyobrażeniom, jak oddzielam jej mięso od kości, wyciągam zębami jelita i obmywam ręce w rozprutym żołądku. Mam ochotę ją zabić, ale organizm mam zbyt osłabiony."
    I w tym momencie zastanawiam się, z kim ja się zadaję. *histeryczny śmiech* Zresztą, co jakiś czas, czytając tego posta, chichrałam się cicho pod nosem. To chyba jednak histeria. Aww.
    Ty tak na serio z tym zabijaniem...? I z wyginaniem jakiegoś kija od szczotki na głowie kogoś-tam...? Ja-pierdole-kurwa-mać-co-to-ma-do-cholery-być. Moja-tego-nie-ogarniać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Drzewa są pod Warszawą, wbijaj! : D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo, pod Warszawę to chętnie. :3 Ale w Lublinie jest ich pewnie stokroć więcej. >:D <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie chce mi się logować. Dobrze, że wróciłeś. Przeczytałam całego posta, ale niespecjalnie chce mi się komentować, bo padam na pysk. Pokłócę się tylko - ja Warszawę lubię. Może i miasto brzydkie, ale brzydota ma swój urok. Aha, i jeszcze coś. Nie płacz tyle ;*. (na wszelki wypadek, jakbyś nie zgadł kto - monster)

    OdpowiedzUsuń