sobota, 8 października 2011

Fire it up.

Jest martwy. Jestem teraźniejszością, ale wiem, że też przeminę. Szczytowy moment, wielki błysk, pojawiają się i zaraz znikają niekończące się lotne piaski. A ja nie chcę umierać.

 
Tak jakby ostatnie dni przechodziły obok mnie. A nawet i przeze mnie, jak duszki z kreskówek, przez które przenika wszystko. Czas przeznaczony na szkołę w większości spędzony u pielęgniarki, lub na tułaczkach po łazienkach i zmuszania się do wymiotów. Jak na złość, akurat wtedy, nie potrafiłem. 

Uśmiecham się leciutko, widząc jak udaje się innym
już nie boli, gdy nie udaje się mi
kiedy nie potrafię tak ja reszta,
już nie boli.

Przerażająca jest ta obojętność, w której znowu się zatraciłem.
Tym razem chyba na dobre.

Absurdalne pomysły przychodzą mi do głowy,
byle tylko nadać temu wszystkiemu jakiś sens.

Sprawdzam własną wytrzymałość, sprawdzam próg bólu.
Dwa pierwsze, małe cele.
Sobota, czwarty dzień bez snu. Jeszcze tylko trzy.
Zastanawiam się też i muszę o tym poczytać, jak
to jest z wycinaniem skóry. 
Zatrważa mnie mój własny brak wiedzy.

Czas ostatecznie pogodzić się ze światem.
I przestać ganiać za innymi ludźmi.
Czas wziąć się za leczenie, czas wybrać
ubranie na jutrzejszą wizytę u psychiatry.

Już mi nikt nie pomaga, tak jak chciałem,
zająć się wszystkim sam.
Poradzę sobie, poradzę.
Chociaż uporczywy szum w głowie mówi mi
kompletnie, co innego.


Pierwsza w nocy
rozpoczęta z cichymi
pieśniami Jacka
mruczeniem kota
i szelestem opakowania
od tabletek,
którym bawi się ta zmyślna bestia.


Idealny początek dnia.
Ile jeszcze do świtu?

Ostatnie dni
=
zbyt wiele osób,
nowych osób,
które z jakiś śmiesznych 
powodów chciały nawiązać
ze mną kontakt.

Najbardziej logiczna była
chyba ta mała
dziewuszka z gimnazjum.

W takim wieku
poszukiwanie idola
jest jak najbardziej zrozumiałe, hm?

Zaskakujące jak szybko można
się wylogować i zniknąć.
Dlatego 'no more'.
Żebym potem nie żałował.
Czas zacząć byż
tak odpychającym i ohydnym
na zewnątrz,
jak wewnątrz jestem już od zawsze.

sometimes I can hear my bones straining under the weight of all the lives I'm not living

3 komentarze:

  1. "Dwa pierwsze, małe cele.
    Sobota, czwarty dzień bez snu. Jeszcze tylko trzy.
    Zastanawiam się też i muszę o tym poczytać, jak
    to jest z wycinaniem skóry.
    Zatrważa mnie mój własny brak wiedzy."
    To ciekawe, jak człowiek siedzi sobie przed kompem i czyta takie rzeczy, i nieświadomie zaczyna się dystansować. Bo nie wierzy, że czyjś świat naprawdę może tak wyglądać, kiedy jego własny jest zupełnie normalny, zwykły. Kosmos.
    Mam nadzieję, że po tym psychiatrze będzie lepiej. Dlaczego w ogóle wymagasz pomocy psychiatry, a nie zwykłego psychologa? Nie rozumiem tego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chodziło mi o to, że... wiesz, nie wiem, jak się zachowujesz na co dzień, ale Twoje przemyślenia są z mojej perspektywy przemyśleniami zwykłego człowieka doświadczonego przez los. A nie kogoś, kto powinien się leczyć.

    OdpowiedzUsuń