poniedziałek, 19 marca 2012

Moja matka zmarła nim się urodziłem.

Za zimna herbata, szykuje się długa noc.

Wsadziłem dzisiaj nóż w udo, jakieś trzy, dwa centymetry? Niesamowite, byłem tak podekscytowany, że omal nie spadłem z blatu, gdy usłyszałem pukanie do drzwi łazienki. Zasmuca mnie fakt, że nie jest to ból silny. Lekko dokuczliwy, to wszystko. Może gdybym spróbował głębiej? Oh, what a great idea~~
A potem patrzyłem na ranę, zupełnie jak gdyby miało to nasilić ból.
Patrzyłem i żałowałem, że nie gnije.
Jutro ją rozdrapię.

Mam ochotę oblać ręce benzyną i podpalić.
Niestety, może zastępczo wystarczy zmywacz do paznokci?
Wszak trzeba by spróbować.

Jestem zmęczony i znów jestem daleko od wszystkich
za pieprzoną ścianą

nie wiem, czy mi smutno, dziwnie
ot, tyle

mógłby ktoś napisać mi bajkę
rzuciłem w ciszę, pytającym tonem 

Skąd masz pewność, że czujesz? Potrafisz nazwać uczucia, już to potrafisz, duży chłopiec. Ale skąd pewność, że czujesz cokolwiek? Że to co mówisz nie jest zwykłym pragnieniem podświadomości?
Zabolało. Już nie pamiętam czemu. Chwila. Jedna chwila. Głupie sekundy gdy przewrażliwienie wzięło górę nad wszystkim, co tak skrupulatnie w sobie buduję.

Otępienie rozchodzi się po wszystkich komórkach mojego ciała. Nawet po tych, o których nigdy pojęcia nie miałem i mieć nie będę. Nie wiem czy coś czuję. Jednak płakałem, łzy skończyły się przed chwilą. To znaczy, że było warto. Jednak pierwszy raz od dawna łzy nie przyniosły ukojenia, ani upragnionego spokoju.
Przyniosły beznamiętność.

Wkłuwać się. Wyjąć wszystkie stare igły i wkłuwać się. W nadgarstek, z każdej możliwej strony, wypełnić wszystkie trzy wymiary. Do tego stopnia, że skóra zacznie gnić nim krew zechce wydostać się na zewnątrz. Zepsuć, zepsuć, zepsuć siebie. Bez możliwości naprawy.
Może znowu coś poczuję, może się uspokoję.
I w swoim braku uczuć znów będzie mi jak w prywatnej Krainie Czarów.

Być artystą ze spalonego cyrku własnego cierpienia i używać
skóry jako płótna.
Karmić się nadzieją
że ból nadejdzie.
Że wyryte słowa nie zdobędą znaczenia,
ale pokryją się czerwienią
i słodkim ciepłem uciekającego życia.

Spróbować umrzeć.
Przecież nie mamy nic do stracenia.
Wszystko mnie boli.
Gdzie byś mnie nie dotknął, to mnie boli.
Gdzie byś nie strzelił, to trafisz we mnie.

A gdybym ci powiedział, że umierałem ostatniej nocy?
Czułem strach pełzający pod moją skórą,
jak gdyby jakieś monstrum rozrywało mnie od wewnątrz.
Przerażenie sparaliżowało większość zmysłów.
I tylko przeraźliwy chłód,
chłód porównywalny z zimnem miliona
maleńkich ostrzy.
A potem przeraźliwe ciepło,
jak gdyby weszły głęboko w moją skórą.

Ktoś pożądał widoku krwi
tryskającej z moich żył.
Może to nawet
byłem ja sam? 

Czyjaś podświadomość płata ci figle, kochanie.

Porozmawiaj.

7 komentarzy:

  1. Zostałeś moim wyimaginowanym przyjacielem.

    OdpowiedzUsuń
  2. I'm so happy.
    Cause today I found my friends. They're in my head.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie zasypiaj. Pewnego dnia powiedz mi, że nie otworzyłeś oczu. Nie zasypiaj, nie otwieraj oczu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świat płonie. Czy wielkość Twoich źrenic zasłania ten widok?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Skóra mi cierpnie, jak czytam, co sobie robisz. Nie rób tak...

    OdpowiedzUsuń