Powoli, powolutku, nie widzę już w niczym sensu. Od tak.
Nie wiem czemu, tak już jest.Rzygać mi się chce, gdy budzę się każdego ranka. Chcę już nocy. Ciszy i chwil gdy zostaję sam na sam ze swoimi myślami.
Nie mam już nikogo, nikogo nie chcę tak właściwie. Mam dosyć ufania ludziom, to zawsze kończy się tak samo. Zawsze w moim wypadku. A ja już nie daję rady.
Kurwa mać, nawet brakuje mi słów. Chce mi się płakać. Od rana do wieczora. I włóczyć się. Gdziekolwiek, byle nie było tam ludzi.
Nigdy, jeszcze nigdy nie było tak źle.
A przynajmniej nie tak długo.
Sam już nie wiem, nie wiem nic?